poniedziałek, 31 marca 2014

Krata i disco

Dzisiaj mam dla was kolejną odsłonę moich disco pantsów. Tym razem połączyłam je bardziej casualowo, z kraciastą koszulą. Jako dodatki wybrałam średniej wielkości kopertówkę, która pomieści wszystko, czego potrzebuję, oraz  mój zakup stulecia - czarne szpilki. Zwyczajne, czarne obcasy to obowiązkowa pozycja w każdej szafie, wiem co mówię! Nie mam pojęcia, jak mogłam bez nich funkcjonować?! Ja swoje upolowałam kilka lat temu w New Yorker za 35 zł, ale myślę, że warto wydać więcej na takie buty, aby były lepszej jakości. W końcu to zakup na lata! :)


blog1
blog2
blog3
blog4
blog5
blog6
blog7
blog8
Shirt - C&A | Pants - Glamorius via The Hut | Sunnies - Giant Vintage | Heels - New Yorker (similar here/podobne tutaj) | Handbag - Oasap | Ring and bracelet - By Dziubeka | Midiring - H&M
blog9a

środa, 26 marca 2014

Flamingi

Po moich ubraniach można by stwierdzić, że mam zamiłowanie do ornitologii. Najpierw sukienka cała w jaskółki (klik), teraz koszula w różowe flamingi. Prawda jest taka, że podobno, jako dziecko potrafiłam rozpoznać ptaki w parku po dźwiękach. Dzisiaj ledwie odróżniam kawkę od wrony, a ptasie ubrania to czysty przypadek, po prostu mi się spodobały ;)

blog1
blog2
blog3
blog4
blog7
blog5
blog6
blog8
Shirt - @ | Pants - Gina Tricot | Jacket - H&M | Handbag - Vintage | Shoes - Mango | Watch - Geneva (similar here/podobne znajdziesz tu) | Earrings - By Dziubeka
blog9

wtorek, 25 marca 2014

Pantera na placu zabaw

Chyba każdy z nas ma w sobie coś z dziecka, chciałby czasem zapomnieć się i pobujać na huśtawce. Wiosna to dobry moment na oczyszczenie umysłu, rozbudzanie wyobraźni i wynajdywanie inspiracji w otaczającym nas świecie. Mam wrażenie, że kiedy dorastamy, zamykamy za sobą taką furtkę, która prowadzi do Krainy Czarów, a przecież marzenia i wyobraźnia to to, co pozwala nam kreować, pracować, żyć! Uwolnijmy czasem trochę fantazji ;)

Ja dzisiaj wybrałam plac zabaw jako tło do moich zdjęć. Bardzo lubię, kiedy w kompozycji pojawiają się kolorowe elementy, zwłaszcza, kiedy jeszcze na dworze jest dosyć szaro-buro. Na sobie mam wygodny strój, w sam raz na spacer. Wyróżnia go bluza bomberka w cętki, a dla zabawy włożyłam swoją opaskę z uszami kota :)


blog1
blog2
blog3
blog4
blog5
blog8
blog7
blog9
Leopard sweatshirt - A.Wiśniewska | Pants - Peak Performance | Cat ears - Sinsay | Shoes - Converse (dostępne TU/buy here) | Jacket - H&M
blog6

piątek, 21 marca 2014

Tiulówka i bluzka w paski

Choroba chyba dała mi spokój, dzięki za wszystkie ciepłe słowa i porady ;*
Dzisiaj mam nowy post outfitowy. Pogoda była taka piękna, że aż żal było nie wyjść z domu chociaż na kilka chwil.
Tiulowe spódnice będą hitem wiosny, myślę, że warto się w taką zaopatrzyć. Ja mam dwie, kupione ponad rok temu w Cubusie, w śmiesznych cenach 29 SEK (ok 15zł) za sztukę. Dzisiejszym zestawem chcę wam udowodnić, że to nie przebranie, ani rzecz na specjalne okazje. Kiedy połączymy tiulówkę z balerinkami, lordsami czy trampkami, dodamy zwykły top i skórzaną kurtkę, mamy fajną stylizację na co dzień. Jest jednocześnie zwyczajna i zabawna oraz oryginalna, dzięki zwiewnej spódnicy.
Spódnice z miękkiego tiulu (czyli takie jak moja) znajdziecie na allegro i w sklepie internetowym Mosquito, a egzemplarze ze sztywnego materiału ma w swojej ofercie m.in. @A. Wiśniewska (i ceny nie zabijają ;)

blog1
blog2
blog4
blog3
blog5
blog6
blog7
blog8
Skirt - Cubus | Top - Borrowed from Sister (similar here/podobne tutaj) | Shoes - Deezee | Jacket - H&M | Handbag - Super Dodatki (here) | Bracelet - By Dziubeka (here)
blog9

środa, 19 marca 2014

Zepsuty pilot

Pewnie zauważyliście, że w miniony weekend, Matka Natura chciała pourywać nam głowy? Nie mam pojęcia, co takiego jej zrobiliście (ja mam oczywiście czyste sumienie), ale niewinni i nieśmiecący ludzie muszę za was cierpieć! :P

W niedzielę rano oberwało mi się solidnym podmuchem, kiedy szłam na autobus, pomiędzy skajtałerem a Centrum Onkologii - między budynkami tworzą się chyba jakieś wiry, czy coś? Rzecz jasna, następnego dnia obudziłam się z przeszywającym bólem ucha i gardła -.-. Na nic się zdało mówienie do siebie "to zwykłe przewianie, jutro Ci przejdzie". Oczywiście nie przeszło więc w owe jutro postanowiłam wybrać się do lekarza.

Jestem ostatnią osobą, która narzekałaby na polską służbę zdrowia - zbyt rzadko korzystam z jej usług, żeby narzekać. Niestety, kiedy usłyszałam od pani z rejestracji, że mój pan doktor (a każdy tu ma przypisanego lekarza pierwszego kontaktu, nie można udać się do innego) już podziękował na dziś pacjentom, nakazał, aby nawet nie pytać czy kogokolwiek jeszcze dziś przyjmie, stałam się typowym cebulakiem. Wolicie nie myśleć, jakie słowa cisnęły mi się na usta. Mimo wszystko postanowiłam jednak się ubrać, iść do przychodni i zapytać doktora o możliwość przyjęcia. Na hasło "chyba mam anginę" zgodził się mnie zbadać bez wymówek (możecie korzystać z tego patentu do woli, pozwalam).

Musicie wiedzieć, że mój pan doktor to człowiek małomówny. Jest moim lekarzem od dawna i nigdy nie posądzałam go o traktowanie pacjentów z góry, ot człowiek - mruk, po prostu. Każdy ma prawo być takim, jakim chce, ja jestem gadułą, on - mrukiem. Moje zdanie zmieniło się diametralnie pewnego dnia, jeszcze w gimnazjum, kiedy koleżanka poprosiła mnie o potowarzyszenie jej na wizycie prywatnej u doktora. Bolał ją brzuch, miała jakieś dziwne kolki, zapłaciła pięć dych, a pan doktor zapisał jej na recepcie nospę... ale! jaki był przy tym miły, jaki rozmowny, jak dobrze wszystko wytłumaczył! Oczywiście znajdowałam się z koleżanką w gabinecie, za 50zł/5minut to i z koleżanką do gabinetu wejdziesz!

Widzicie więc, że pan doktor nie lubi Służby Zdrowia, praca w przychodni nie jest warta jego entuzjazmu. W dodatku potrafi przebąknąć pod nosem "Co ja będę pani tłumaczył, i tak pani nie zrozumie".
Na wizycie cudownie udało mi się wykrzesać z pana doktora kilka informacji o moim stanie zdrowia:
-Panie doktorze czy to angina? - pytam i czekam na wyrok....
- Niee... jeszcze nie.
-To znaczy? Będę zmuszona wziąć antybiotyk? - pytam, bo wiadomo, antybiotyk to ulubieniec lekarzy, nawet na wirusy go przepisują.
-Taak. Z tego może się wykluć ostre zapalenie migdałków, już podchodzi pod ostre. (ostre zapalenie migdałków, czyli właśnie angina, [przyp. autora])
Grzecznie więc kupiłam lekarstwa, żeby się angina nie "wykluła" i wróciłam do domu.

Leżę tak już trzeci dzień w łóżku, racząc się towarzystwem mojej kotki. Kicia zawsze gdy jest chora wciska mi się do łóżka szukając "ratunku", więc teraz ma skonfundowaną minę, dziwiąc się, że jeszcze nie leżę w jej posłaniu, czekając na kocią opiekę. Na obiad jem kisiel, a na deser przeciwbólówkę. Podkradam siostrze pilota, bo mimo, że nasze telewizory były kupione w tym samym czasie, moja zmieniarka odmawia współpracy, za to jej egzemplarz działa bez zarzutów. Chyba się ze mną zgodzicie, że podczas choroby i nieopisanej nudy, nie może być nic bardziej denerwującego niż zepsuty pilot?


20140319_122447

poniedziałek, 17 marca 2014

Dzień dla włosów: laminowanie żelatyną

Wczoraj, we Wrocławiu strasznie mnie przewiało. Dzisiaj obudziłam się z bólem ucha i gardła... -.- Skoro cały dzień spędziłam w domu, postanowiłam poświęcić czas włosom: zrobiłam laminowanie żelatyną. Ostatni raz ten zabieg robiłam chyba 3 miesiące temu, wciąż o tym zapominam, a to błąd, bo moje włosy naprawdę to lubią.

Miksturę przygotowuję z żelatyny, wody i maski. Tym razem wybrałam maskę Gloria, ale wykonywałam ten zabieg już z użyciem innych masek i odżywek, ważne, żeby nie był to typowo proteinowy kosmetyk (np. maska mleczna), bo może to spowodować przeproteinowanie włosów i skończyć się puchem, suchymi włosami wyglądającymi jak siano :P Jeśli często stosujesz proteinowe maski i odżywki, to możliwe, że twoje włosy mają dość tego składnika i laminowanie nie będzie im potrzebne. Ten zabieg może takze poprawić skręt lub fale ;)

laminowanie1
  • do  miseczki wsypuję łyżkę żelatyny
  • dodaję ok 4 łyżki wrzątku i mieszam do całkowitego i dokładnego rozpuszczenia
  • dodaję ok 1,5 łyżki maski i mieszam ponownie
 Bardzo ważne jest dokładne wymieszanie, bo grudki mogą nie spłukać się z włosów i zrobić wam posklejane kołtuniki!!!!

laminowanie2 laminowanie3

Taką miksturę nakładam na UMYTE, odsączone ręcznikiem włosy, zawijam w ślimaka na czubku głowy i nakładam foliową reklamówkę (najlepiej taką z uszami, łatwo się ją wiąże), a na to turban z mikrofibry. Całą konstrukcję podgrzewam dodatkowo suszarką. Po 30 minutach spłukuję (NIE ZMYWAM) włosy i suszę je suszarką.
Po takim zabiegu moje włosy są gładsze, błyszczące, nie zbijają się w kolonie, nie strączkują i mniej plączą. Są też znacznie prostsze - maska poprawia ich strukturę. Efekt utrzymuje się ok 3 tygodnie (stopniowo słabnie).

Próbowałyście kiedyś laminowania? Dajcie znać w komentarzach!

Ps. Nie ma zdjęcia moich włosów, ponieważ na fotografii wyglądają zawsze podobnie, nie widziałam sensu dodawania kolejnego zdjęcia moich włosów ;) Zajrzyjcie do innych postów z serii, znajdziecie je w pasku po prawej stronie - kliknijcie w kwadracik "WŁOSY I URODA"

piątek, 14 marca 2014

"Skórzane" dresy

Najpierw zobaczyłam  je u Beyonce, później zauważyłamże podobne noszą też Kim i Rihanna. Skórzane dresy zawróciły mi w głowie. To jasne, że nie stać mnie na oryginalną wersję za 1200 dolarów, ale na szczęście znalazłam je w jednym z moich ulubionych sklepów internetowych - KLIK.
Kosztowały ok 150 zł (zaleta niskiego kursu dolara ;)), oczywiście są z tworzywa skóropodobnego, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza, bo wyglądają świetnie. Jeśli chcesz wyjść w nich na zakupy, dobierz zwykłe, czarne trampki i bluzę. Na wieczór wystarczy zamienić buty na obcasy, a okrycie wierzchnie na marynarkę i mamy fajny, wyjściowy strój w luźnym stylu.


blog1
blog2
blog3
blog4
blog5
blog6
blog7
blog9
Pants - Front Row Shop (HERE) | Jacket - H&M | Shoes - Mango | Sunnies - H&M | Handbag - Super Dodatki | T-shirt - New Yorker | Watch - Geneva (podobne TU/similar Here)
blog8

czwartek, 13 marca 2014

Internetowy cmentarz

Ostatnio na mojej tablicy pojawiają się (nie)interesujące informacje. Okazuje się, że kilka moich koleżanek spodziewa się dziecka, a fejs umożliwia im poinformowanie gawiedzi o tym, jakże ważnym fakcie w ICH ŻYCIU.


Żyjemy w czasach, kiedy o wszystkim, co dotyczy Twoich znajomych, dowiadujesz się z Facebooka. Kumpel z liceum zmienił pracę? Facebooku już Ci to komunikuje! Sąsiadka się zaręczyła? Proszę bardzo, od razu wszystko wiesz! Kuzyn od strony ciotecznego wujka brata dziadka wziął ślub?  Jak dobrze, że ma konto na fejsie, bo byś się o tym nie dowiedział, a przecież to takie istotne!
Nie będę siebie wybielała, też dużo czasu spędzam przy kompie. Serwisy społecznościowe weszły w nasze życie tak głęboko, że nie jesteśmy w stanie się bez nich obyć (a jak myślisz inaczej to dezaktywuj swoje konto na miesiąc, zobaczymy). Za ich pomocą kontaktujemy się ze znajomymi, rodziną, która mieszka daleko, dzięki nim możemy nawet stracić szanse na zatrudnienie, albo zasiłek dla bezrobotnych (nie myśl, że Urząd Pracy zapłaci Ci złamanego grosza, jak ktoś wyczai twoje foty z wakacji w Egipcie, albo, że dostaniesz pracę, kiedy masz fiutka w zdjęciu profilowym). 

Czujemy nieodpartą potrzebę pochwalenia się wszystkim znajomych tym, co osiągnęliśmy, kupiliśmy, ale to zaczyna przekraczać granice przyzwoitości i zdrowego rozsądku. Ciekawe, kiedy przyszłe mamy będą wrzucały na fejsa zdjęcie swojej waginy z podpisem "10 cm rozwarcia, Joachim niedługo będzie już z nami!", a dwie godziny później zdjęcie noworodka w worku owodniowym czy czymśtam podobnym, bo już teraz lądują tam fotki bogu ducha winnych maluchów, godzinę po urodzeniu. Chcesz nam pokazać swojego bobasa? Fajnie, ale oszczędź mu nagich zdjęć na najpopularniejszej stronie świata! Chcesz pokazać zdjęcia z wakacji? Spoko, kilka wystarczy... Nowy samochód? Widzimy. Wystarczy JEDNO zdjęcie :P
Sama kiedyś, z dziką radością wypisywałam na swoim profilu wszystko co przyszło mi do głowy, wrzucałam milion zdjęć z jednego miejsca i udostępniałam publicznie przeróżne informacje, jednak w moim przypadku metryczka podąża zgodnie i pod rękę z rozwojem psychosomatycznym. Nie mogę tego powiedzieć o wszystkich.
Dzisiaj nie musimy być gwiazdą, celebrytą, żeby sprzedać (ba,  za darmo rozdawać) swoją prywatność. Wystarczy, że dokładnie wypełnimy fejsbukowe informacje, aby potencjalny złodziej wiedział, jaki mamy samochód, gdzie pracujemy, domyśleć się ile zarabiamy i w jakim banku mamy konto. Dzięki fotkom i połączeniu facebooka z kontem na smartfonie dowie się także, czy zainstalowaliśmy sobie w naszym fancy mieszkanku jakiś fancy system alarmowy, albo nową bramę - sterowane przez ajfona.

Zastanawiam się, kiedy Facebook uruchomi możliwość dodania wydarzenia z życia "ŚMIERĆ"? Kiedy się tak stanie, nie zapomnijcie podać komuś z rodziny swojego hasła i poprosić, żeby koniecznie dodał to na waszego timeline'a, kiedy sczeźniecie. Chociaż i bez tego, na tablicach moich zmarłych znajomych pojawiają się wyrazy żalu i teksty "czemu odeszliście [*] [*] [*] - ludzie!!
Może po udostępnieniu "wydarzenia" wszyscy znajomy przyjdą na twój wirtualny pogrzeb, bo spodziewam się, że wkrótce nastanie moda i na internetowe cmentarze. Możecie liczyć na moje wirtualne kwiatki i klawiaturowe znicze.
Póki żyjecie, chrońcie swoją prywatność, bo pomijając to, że waszych znajomych pewnie GÓWNO obchodzi wasza zmiana pracy, albo miejsca zamieszkania, to pozwalacie wszystkim na zbyt dużą wiedzę o was samych. Ludzie dowiedzą się o was tyle, na ile sami im pozwolicie.