Przez kilka ostatnich dni siedzę ze wzrokiem utkwionym w notatkach, co chwilę łapię się na tym, że nie rozumiem przeczytanego przed chwilą zdania. Głowa mi już pęka. Dla odmiany i odprężenia postanowiłam napisać posta ;)
Pytałam ostatnio na facebooku, czy ktokolwiek byłby zainteresowany czytaniem o pielęgnacji włosów okiem kogoś takiego jak ja, można powiedzieć, lekkiego laika, ponieważ nie znam się specjalnie na składach kosmetyków, na ocenianiu rodzaju włosów itp. Odzew był dość pozytywny.
Myślę nawet nad tym, żeby niektóre posty przedstawiać w postaci filmików, co wy na to?
Wracając do moich włosów, które otrzymały bardzo wiele komplementów po ukazaniu się Mojej Włosowej Historii u Anwen... W tej serii postów będę wam pisała, jak dbam o nie na co dzień, zamieszczała recenzje kosmetyków (drogeryjnych i domowych), podejmę też tematy stylizacji czy gadżetów włosowych. Mam zamiar napisać też, od czasu do czasu, coś na temat dbania o urodę poza włosami.
Zachęcam was do przeczytania MWH, poznacie historię moich włosów, zobaczycie jak wiele przeszły, a myślę, że nie ma sensu powtarzać tego tutaj.
______________________________________________________
W pierwszym poście poświęconym włosowej serii chciałabym napisać wam co nieco o moim remedium, czyli olejach. Był to pierwszy sposób naturalnej pielęgnacji, jaki wypróbowałam. To było już ponad rok temu, kiedy na facebooku jednej z szafiarek znalazłam link do bloga Anwen. Moje włosy były w stanie opłakanym, więc pochłaniałam treści zawarte na blogu niczym gąbka ;D
Pewnie tak jak większość z was pomyślałam sobie "oleje na włosy!? fuj! przecież tego się pewnie nie da zmyć, będę chodziła z tłustą głową itd..." No, ale raz kozie śmierć, poleciałam do kuchni, przeszukałam szafki i znalazłam olej sezamowy i arachidowy. Przed nałożeniem ich na czuprynę, wyszperałam w sieci trochę informacji na temat obydwu. Okazało się, że nadają się całkiem nieźle, ponieważ są używane powszechnie jako środki pielęgnacji urody np. w Indiach (notabene, absolutnej kolebce Włosomaniactwa :D). Zaczęłam nakładać je na włosy, początkowo na godzinę, dwie, później na całą noc, na zmianę - raz jeden, raz drugi. Wcale nie zmywały się ciężko, a efekty widziałam już po kilku razach! Włosy stopniowo stawały się coraz bardziej miękkie, zdyscyplinowane i gładkie, były wyraźnie bardziej nawilżone. Nie zdziwi was pewnie zatem, że od tamtej pory nakładałam na włosy każdy olej jaki wpadł mi w ręce! Nie każdy się jednak sprawdził w 100%, na przykład od kokosowego mocniej wypadają mi włosy, więc nie stosuję go na skórę głowy, tylko na długość.
Jestem przekonana, że nigdy nie zrezygnuję z olejowania, jest to najlepsza na świecie metoda odżywiania włosów, żadna maska nie może się temu równać.
Przejdźmy jednak do praktyki:
Oleje, których używam, bądź używałam:
- olej lniany - używam go od niedawna, podobno to najzdrowszy olej na świecie, niestety, pachnie dosyć odstręczająco, przynajmniej dla mnie.
- olejek Alterra Papaja i Migdał - do dostania w Rossmanie, olejek do masażu, zawiera tylko naturalne oleje. Używam go najdłużej i uwielbiam go, pięknie pachnie i bardzo dobrze działa na moje włosy.
- olejek do włosów Alverde - używam głównie na końcówki, czasem na skalp, ponieważ jest w malutkiej buteleczce, oszczędzam go z uwagi na to, że zawiera olej arganowy, który jest baardzo drogi :(
- olej sezamowy - używany przeze mnie na początku Włosomaniactwa, dosyć ciężki, nadaje się dla mocno zniszczonych włosów.
- olej arachidowy - wspaniały dla skóry głowy, cudownie ją koi i nawilża.
- olej kokosowy do masażu wzbogacony ziołami i przyprawami korzennymi - na długość fajny, ale liczyłam na przyspieszenie porostu ze względu na to, że pływały w nim: cynamon, gałka muszkatołowa, goździki i liść laurowy, niestety kiepsko działał na mój skalp :(
- oliwa z oliwek - najłatwiej dostępna, świetnie nawilża skórę i włosy.
Jak ich używam:
- nakładam praktycznie przed każdym myciem, najczęściej na noc, ale co najmniej na dwie godziny
- nakładam "na sucho", metodą talerzykową, tzn. jedną łyżkę oleju przelewam na tależyk, skąd nabieram go palcami i wsmarowuję we włosy
- im mniej, tym lepiej! ja mam długie i gęste kłaczki i wystarcza mi JEDNA ŁYŻKA STOŁOWA, włosy mają być porządnie pokryte olejem, ale nie ociekać nim.
- zmywam olej dwa razy, płynem do higieny intymnej Facelle, ale od niedawna, wcześniej zmywałam je szamponem z SLS, jednak o "myjadłach" napiszę kiedy indziej ;) - zmywają się bardzo dobrze, nie chodzę z tłustą głową ;P
- jeśli chodzi o nakładanie na końcówki, to używam malutkiej kropelki oleju, podobnie jak jedwabiu, i wmasowuje go w końce, żeby je zabezpieczyć przed łamaniem i pękaniem
Istnieje wiele metod olejowania - na sucho, na mokro, nakładając najpierw odżywkę, olejowe serum w sprayu, moczenie włosów w "rosołku" z wody i oleju i czekanie aż wyschnie - następnie zmywanie. Ja jednak najbardziej lubię nakładać olej na suche włosy palcami, robi to najmniej bałaganu ;)
Tak na prawdę, o olejach wiem tyle, ile sama zauważyłam testując je. W internecie znajdziecie wiele zestawień pokazujących, które oleje nadają się do poszczególnych rodzajów włosów, jednak tutaj musicie już potrafić określić porowatość i inne współczynniki, które, według mnie są tak trudne do określenia, że ja po prostu dałam sobie z tym spokój, wolę stosować metodę prób i błędów. Sugeruję wam rozpoczęcie olejowania od produktów tanich i łatwo dostępnych, jak np. oliwka dla dzieci Babydream z Rossmanna albo olej rzepakowy (tak, tak, ten kuchenny, koniecznie tłoczony na zimno, żeby zachować jego wartości, a jest nawet zdrowszy od oliwy z oliwek!), ważne, żeby nie nakładać na włosy czegoś zapchanego parafiną, jak na przykład oliwka Bambino czy Jonsons Baby. W tym miejscu kłania się umiejętność czytania składów, ale moja metoda jest taka - im prościej tym lepiej i tylko naturalne oleje!
Dajcie znać w komentarzach, czy podoba wam się taka prosta forma przekazywania informacji. Piszcze również, o czym chcielibyście czytać następnym razem!!
Pozdrawiam :)