piątek, 31 maja 2013

Nowa, włosowo-urodowa seria.

Przez kilka ostatnich dni siedzę ze wzrokiem utkwionym w notatkach, co chwilę łapię się na tym, że nie rozumiem przeczytanego przed chwilą zdania. Głowa mi już pęka. Dla odmiany i odprężenia postanowiłam napisać posta ;)
Pytałam ostatnio na facebooku, czy ktokolwiek byłby zainteresowany czytaniem o pielęgnacji włosów okiem kogoś takiego jak ja, można powiedzieć, lekkiego laika, ponieważ nie znam się specjalnie na składach kosmetyków, na ocenianiu rodzaju włosów itp. Odzew był dość pozytywny.
Myślę nawet nad tym, żeby niektóre posty przedstawiać w postaci filmików, co wy na to?

Wracając do moich włosów, które otrzymały bardzo wiele komplementów po ukazaniu się Mojej Włosowej Historii u Anwen... W tej serii postów będę wam pisała, jak dbam o nie na co dzień, zamieszczała recenzje kosmetyków (drogeryjnych i domowych), podejmę też tematy stylizacji czy gadżetów włosowych. Mam zamiar napisać też, od czasu do czasu, coś na temat dbania o urodę poza włosami.
Zachęcam was do przeczytania MWH, poznacie historię moich włosów, zobaczycie jak wiele przeszły, a myślę, że nie ma sensu powtarzać tego tutaj. 

______________________________________________________

W pierwszym poście poświęconym włosowej serii chciałabym napisać wam co nieco o moim remedium, czyli olejach. Był to pierwszy sposób naturalnej pielęgnacji, jaki wypróbowałam. To było już ponad rok temu, kiedy na facebooku jednej z szafiarek znalazłam link do bloga Anwen. Moje włosy były w stanie opłakanym, więc pochłaniałam treści zawarte na blogu niczym gąbka ;D
Pewnie tak jak większość z was pomyślałam sobie "oleje na włosy!? fuj! przecież tego się pewnie nie da zmyć, będę chodziła z tłustą głową itd..." No, ale raz kozie śmierć, poleciałam do kuchni, przeszukałam szafki i znalazłam olej sezamowy i arachidowy. Przed nałożeniem ich na czuprynę, wyszperałam w sieci trochę informacji na temat obydwu. Okazało się, że nadają się całkiem nieźle, ponieważ są używane powszechnie jako środki pielęgnacji urody np. w Indiach (notabene, absolutnej kolebce Włosomaniactwa :D). Zaczęłam nakładać je na włosy, początkowo na godzinę, dwie, później na całą noc, na zmianę - raz jeden, raz drugi. Wcale nie zmywały się ciężko, a efekty widziałam już po kilku razach! Włosy stopniowo stawały się coraz bardziej miękkie, zdyscyplinowane i gładkie, były wyraźnie bardziej nawilżone. Nie zdziwi was pewnie zatem, że od tamtej pory nakładałam na włosy każdy olej jaki wpadł mi w ręce! Nie każdy się jednak sprawdził w 100%, na przykład od kokosowego mocniej wypadają mi włosy, więc nie stosuję go na skórę głowy, tylko na długość.
Jestem przekonana, że nigdy nie zrezygnuję z olejowania, jest to najlepsza na świecie metoda odżywiania włosów, żadna maska nie może się temu równać.
Przejdźmy jednak do praktyki:

Oleje, których używam, bądź używałam:
  • olej lniany - używam go od niedawna, podobno to najzdrowszy olej na świecie, niestety, pachnie dosyć odstręczająco, przynajmniej dla mnie.
  • olejek Alterra Papaja i Migdał - do dostania w Rossmanie, olejek do masażu, zawiera tylko naturalne oleje. Używam go najdłużej i uwielbiam go, pięknie pachnie i bardzo dobrze działa na moje włosy.
  • olejek do włosów Alverde - używam głównie na końcówki, czasem na skalp, ponieważ jest w malutkiej buteleczce, oszczędzam go z uwagi na to, że zawiera olej arganowy, który jest baardzo drogi :(
  • olej sezamowy - używany przeze mnie na początku Włosomaniactwa, dosyć ciężki, nadaje się dla mocno zniszczonych włosów.
  • olej arachidowy - wspaniały dla skóry głowy, cudownie ją koi i nawilża.
  • olej kokosowy do masażu wzbogacony ziołami i przyprawami korzennymi - na długość fajny, ale liczyłam na przyspieszenie porostu ze względu na to, że pływały w nim: cynamon, gałka muszkatołowa, goździki i liść laurowy, niestety kiepsko działał na mój skalp :(
  • oliwa z oliwek - najłatwiej dostępna, świetnie nawilża skórę i włosy.
 Jak ich używam:
  • nakładam praktycznie przed każdym myciem, najczęściej na noc, ale co najmniej na dwie godziny
  • nakładam "na sucho", metodą talerzykową, tzn. jedną łyżkę oleju przelewam na tależyk, skąd nabieram go palcami i wsmarowuję we włosy
  • im mniej, tym lepiej! ja mam długie i gęste kłaczki i wystarcza mi JEDNA ŁYŻKA STOŁOWA, włosy mają być porządnie pokryte olejem, ale nie ociekać nim.
  • zmywam olej dwa razy, płynem do higieny intymnej Facelle, ale od niedawna, wcześniej zmywałam je szamponem z SLS, jednak o "myjadłach" napiszę kiedy indziej ;) - zmywają się bardzo dobrze, nie chodzę z tłustą głową ;P
  • jeśli chodzi o nakładanie na końcówki, to używam malutkiej kropelki oleju, podobnie jak jedwabiu, i wmasowuje go w końce, żeby je zabezpieczyć przed łamaniem i pękaniem
Istnieje wiele metod olejowania - na sucho, na mokro, nakładając najpierw odżywkę, olejowe serum w sprayu, moczenie włosów w "rosołku" z wody i oleju i czekanie aż wyschnie - następnie zmywanie. Ja jednak najbardziej lubię nakładać olej na suche włosy palcami, robi to najmniej bałaganu ;)

Tak na prawdę, o olejach wiem tyle, ile sama zauważyłam testując je. W internecie znajdziecie wiele zestawień pokazujących, które oleje nadają się do poszczególnych rodzajów włosów, jednak tutaj musicie już potrafić określić porowatość i inne współczynniki, które, według mnie są tak trudne do określenia, że ja po prostu dałam sobie z tym spokój, wolę stosować metodę prób i błędów. Sugeruję wam rozpoczęcie olejowania od produktów tanich i łatwo dostępnych, jak np. oliwka dla dzieci Babydream z Rossmanna albo olej rzepakowy (tak, tak, ten kuchenny, koniecznie tłoczony na zimno, żeby zachować jego wartości, a jest nawet zdrowszy od oliwy z oliwek!), ważne, żeby nie nakładać na włosy czegoś zapchanego parafiną, jak na przykład oliwka Bambino czy Jonsons Baby. W tym miejscu kłania się umiejętność czytania składów, ale moja metoda jest taka - im prościej tym lepiej i tylko naturalne oleje!

Dajcie znać w komentarzach, czy podoba wam się taka prosta forma przekazywania informacji. Piszcze również, o czym chcielibyście czytać następnym razem!! 
Pozdrawiam :)

niedziela, 26 maja 2013

Lustrzanki


Jak pomyślę ile stresu, nauki, wątpliwości i wyrzeczeń czeka mnie w najbliższym czasie, to mam ochotę schować się pod kołdrę i nie wychodzić. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i już niedługo poczuję się nieco spokojniej.
To samo miałam przed maturą, teraz myślę sobie, matura? phi! No i mam nadzieję, że po egzaminach licencjackich (bo czeka mnie ich trzy włącznie z egzaminami z języków xD) powiem to samo.

W poniższym secie mam na sobie nowe okulary - lustrzanki z Giant Vintage. Nie znam się za bardzo na okularach, ale muszę przyznać, że są przepiękne! Trochę obawiałam się, czy faktycznie będą miały lustrzane szkła, bo na zdjęciu nie do końca było to widać... ale okazały się idealne! Jeśli szukacie modnych luster, to TUTAJ macie linka do całej kategorii poświęconej właśnie tym szkłom ;)








Koszulka - sh
Legginsy - romwe (15$)
Buty - stylowe buty
Czapka - ebay (50zł)
Kurtka - h&m
Okulary - Giant Vintage

wtorek, 21 maja 2013

Biały total.

Tak właściwie prawie total, do białych ubrań dobrałam czarne buty (wiem, pokazuję je kolejny raz, pewnie już was mdli na ich widok) i kolorowe dodatki w postaci kolczyków i kopertówki. 
Ostatnio cała na biało byłam ubrana na komunii mojej siostry. Było to już ładnych parę lat temu, a ja miałam na sobie, jakże modne wówczas, szwedy - biodrówki i krótkawą bluzkę na ramiączkach, a także sandałki podobne do tych, tyle, że na brzydkim obcasie i z kryształkami na pasku ;D
Gdy byłam młodsza nie znosiłam białych ubrań, zawsze brudziły się w oka mgnieniu, w dodatku w zupełnie niezrozumiały dla mnie sposób. Myślałam sobie wtedy, że kiedy będę "starsza", to będę nosiła biel, bo wtedy na pewno nie będę robiła tych rzeczy, które powodują brudzenie się, wyobrażałam sobie, że będę bardziej... statyczna? Teraz, kiedy jestem już w "tym wieku", wiem, że z tego kłopotu się nie wyrasta ;D
Dzisiejszy look pochodzi z... House'a. Prostą, bawełnianą bluzkę z baskinką miałam na uwadze już od dawna i znalazłam ją bynajmniej nie w miejscu, w którym bym się jej spodziewała ;) Z resztą tak samo było z białymi spodniami, tyle, że one pochodzą już z zeszłorocznej kolekcji :)













Spodnie - House (60zł)
Bluzka - House (35zł)
Torebka, naszyjnik - allegro 
Kolczyki - H&M (10zł)

niedziela, 19 maja 2013

La-la-la-lato.

Witam was w ten okropnie gorący dzień, u was też tak smaży? Przyznaję, że wolę jesień i zimę od wiosny i lata, ale obecna pogoda nastraja mnie jakoś tak pozytywnie - leniwie, to nie dobrze. Zwłaszcza, że wypadałoby uczyć się już do egzaminu licencjackiego, a mnie się niee chceee.... ;)
Wyprzedzę hejterskie komentarze (chociaż wątpię, że hejterzy umieją, bądź chcą przeczytać posta, bo wiele razy pisałam coś podobnego i nie poskutkowało) tak, może mam ciut za krótkie nogi do butów z paskiem, ale nie zrezygnuję z nich, bo mi się podobają i przyjemnie mi się w nich chodzi, a opinia typu "booże jak Ty wyglądasz" (to wciąż opinia?) nie rusza mnie :)

Te i wiele innych szortów możecie kupić:











Top - New Look (30zł)
Szorty - Tutaj
Buty - H&M
Wianek - DIY

sobota, 18 maja 2013

Beauty tip - polamany puder

Nie wiem jak wam, ale mnie nie raz zdarzyło się upuścić ulubiony puder w kamieniu albo cienie prasowane. I co wtedy? 

Możemy je albo wyrzucić, albo skorzystać z rady Oli Szwed w programie dla MTV i wsypać rzeczony puder do balsamu, po czym używać go jako "balsamu brązującego"... siriusli?? -.-
Oczywiście oba te pomysły są równie beznadziejne, ale mamy jeszcze jedną opcję, możemy po prostu szkodę naprawić. 

Potrzebne będą: 
  • spirytus salicylowy (albo spożywczy lub wódka czysta)
  • coś do miażdżenia
  • chusteczki higieniczne bądź papier toaletowy
  • oczywiście połamany kosmetyk
Krok pierwszy: pokrusz puder jeszcze bardziej, ja użyłam do zmiażdżenia go końcówki dużego pędzla:
 

Krok drugi: kiedy puder jest już miałki dolej do niego spirytus:


Krok trzeci: wymieszaj proszek z płynem do powstania w miarę jednolitej masy:

 
wiem, wiem, wygląda obrzydliwie ;)
Dolejmy jeszcze trochę spirytusu i "uklepmy" masę:
 
 
 Krok czwarty: dociśnij masę chusteczką lub papierem. Używaj suchej chusteczki tyle razy, aż odsączysz maksymalnie dużo płynu, nie ciśnij za mocno, bo wszystko wypłynie!!


Teraz poczekaj aż spirytus zupełnie odparuje i puder wyschnie (myślę, że ok 24 godziny wystarczą, aby był zupełnie suchy)


Ciesz się swoim starym - nowym pudrem i następnym razem uważaj!! :D

Pozdrawiam!!

Ps. zapraszam na fanpejdża, na którym możecie zaopatrzyć się w fajne, oryginalne szorty :D

środa, 8 maja 2013

smells like 80s

Ułożyłam sobie w głowie tę stylizację, a kiedy zobaczyłam się w lustrze pomyślałam, że wyglądam jak żywcem wyjęta z lat 80 ;)
Być może brakuje tu trochę kolorów, charakterystycznych dla tamtego okresu, jednak w Polsce było wtedy raczej szaro-buro, więc strój oddaje rodzimy klimat ;P
Dzisiaj wyjątkowo poszalałam - pokręciłam sobie włosy na lokówkę (jest to jedyna metoda, po której skręt trzyma mi się dłużej niż pół godziny...), chyba pierwszy raz od roku, staram się tego nie robić, żeby nie niszczyć włosów.
Zdjęcia mi się podobają, ale muszę wyrazić swoją dezaprobatę względem komarów, ci mali krwiopijcy sprawili, iż fotografowanie było istną katorgą! U was też taki koszmar??
 








Czapka - ebay
Koszulka i spodnie - sh (8zł)
Buty - H&M (129zł)
Torebka - allegro